Strona główna Wiadomości Diabłu Łańcuckiemu już wystarczająco czasu i miejsca poświęcono…

Diabłu Łańcuckiemu już wystarczająco czasu i miejsca poświęcono…

299
0

Jest rok 1590. Pośród zdecydowanej większości ludzi prostych żyje szlachta, która silnie kieruje się ideologią sarmatyzmu, wyróżniającą się umiłowaniem wolności, szlachetności, dobra i odwagi. Ludzie, dla których najważniejszymi wartościami są rodzina i wspólnota narodowa.

W Leżajsku panuje względny spokój i trwają prace nad odbudową miasta po licznych najazdach i klęskach żywiołowych. Mieścina znacznie zaczyna się odradzać, zwłaszcza dzięki staraniom  nowego starosty – Łukasza Opalińskiego.

Ta sielanka nie trwa jednak długo. Błogi ład i porządek zakłóca nagle sarmata z piekła rodem- Stanisław Stadnicki, posiadacz sąsiednich dóbr łańcuckich. Sam uważający się za przykład cnotliwego i wzorowego życia, prowadzi żywot iście diabelski. To postać budząca strach wśród narodu polskiego, utrapienie dla rodów z nim sąsiadujących. Nie odpuszczał nikomu. Lochy łańcuckiego zamku szybko zapełniają się chłopami, mieszczanami, duchownymi i szlachtą a jego majątek wzrasta dzięki licznym najazdom i rabunkom.

Ale Diabłu Łańcuckiemu już wystarczająco czasu i miejsca poświęcono. W kościołach śpiewano pieśni, w których błagano Boga o ochronę przed Stadnickim, straszono nim dzieci, już za życia stał się legendą, człowiekiem który zaprzedał duszę czartu a obecnie służy jako postać literacka czy filmowa.  Tak to już jest, że czarny charakter bardziej fascynuje i budzi ciekawość, niźli czyny prawdziwie szlacheckie i postacie je respektujące.

Całkowicie kontrastową postacią był bowiem Łukasz Opaliński, starosta leżajski. Obywatel prawy, prawdziwy sarmata, człowiek o tkliwym sercu. Ród Opalińskich nieprzeciętnie zapisał się na kartach historii rzeczypospolitej. Łukasz Opaliński starszy z Bnina, herbu Łodzia, urodził się w 1581 roku w rodzinie Andrzeja Opalińskiego i Katarzyny Kościeleckiej. Wychowany przyzwoicie przez rodziców, również przez nich na kształcenie do Paryża wysłany. I pomimo niechętnej nauki dosiadania drewnianego konia i trafiania do tarczy, gdyż „Nie ciało tu przyjechałem kształcić, ale umysł”, po powrocie do ojczyzny porzucił urząd marszałka nadwornego koronnego i odczuwając rycerską werwę,  wyprawił się na Wołoszczyznę. Wrócił i po ojcu swym został mianowany kasztelanem poznańskim, jednocześnie piastując urząd starosty leżajskiego.

Przejął on od poprzedniego starosty, Krzysztofa Szydłowieckiego, okazałą rezydencję, na którą składał się dom starosty, odrębny dom dla służby oraz liczne zabudowania gospodarcze, łazienki i więzienie starościńskie. Opaliński bardzo dbał o swoje posiadłości i o ludzi, którzy pełnili u niego służbę. Pomimo tego, iż miał pod sobą 15 starostw, rzetelnie wykonywał swoją pracę i był wielokrotnie doceniany przez króla. Opaliński był też zamożną osobą i nie szczędził grosza na odbudowę miasta. I chyba ten dostatek i przychylność króla najbardziej godziła w ambicje Stadnickiego, bowiem od 1607 roku rozpoczyna regularne najazdy i grabieże w starostwie Opalińskiego. Ten zaś jako gorliwy katolik, próbuje załagodzić sytuację. Spór początkowo miał charakter sąsiedzkich zatargów, jednak przez nieposkromioną pychę, kłótliwy charakter i wzrastającą agresywność Stadnickiego, stopniowo przeobrażał się w zagorzałą wojnę domową.

Końcem roku Opaliński ledwo uszedł z życiem po napaści Stadnickiego w lesie pod Łukowem. Starosta leżajski zrozumiał, że negocjacje i prośby nie pomogą i żeby chronić swoje życie i życie mieszkańców, podejmuje decyzję i szykuje odwet. Wydarzeniem przesądzającym jednak o podjęciu ataku, było złośliwe  porwanie, pobicie i wtrącenie do łańcuckich lochów chorego, karłowatego dziecka, które pod swoją opiekę przyjął Łukasz Opaliński z żoną. Starosta nie mógł pogodzić się z bestialskim traktowaniem przez Stadnickiego niewinnych ludzi i uderza na Łańcut.

Wiosną 1608 roku Opaliński pokonuje przeciwnika, zdobywając i łupiąc jego siedzibę
w łańcuckim zamku. To jednak nie odstrasza diabła, który nie nabrał bynajmniej pokory i jeszcze tego samego roku naciera i pustoszy starostwo leżajskie. Robił to z wyjątkowym okrucieństwem, przejawiając nawet tendencje sadystyczne- obcinał ręce i nogi, podpalał żywcem, nie oszczędzał kobiet i dzieci.

Król oraz szlachta próbuje załagodzić spór i opowiada się za racją Opalińskiego, nakładając na Stadnickiego wysokie wadium i zarządzając wydalenie go z miasta. Stadnicki jednak jako pan życia i śmierci za nic ma te poruczenia i nadal naprzykrza się Łukaszowi Opalińskiemu. Ten zaczyna tracić cierpliwość a pochwycenie przez diabła ulubionego psa gończego starosty leżajskiego, przelewa czarę goryczy.

Opaliński zaczyna szukać pomocy, którą chętnie okazują mu najemni żołnierze oraz odziały od zaprzyjaźnionych magnatów. I kiedy starosta leżajski, wybierając się do Przemyśla na rozprawę, wpada w zasadzkę przygotowaną przez Stadnickiego, początek bierze największa bitwa między stronami. Włodarz leżajski, dysponując liczniejszymi siłami, odpiera atak i ponownie zdobywa siedzibę przeciwnika. Stadnickiemu udaje się uciec, pozostawiając na pastwę losu swoją żonę i dzieci. Opaliński nie miał jednak zamiaru robić im krzywdy i był na tyle honorowy, że wypuścił ich z zajętego zamku, po czym wraz z obstawą ruszył za diabłem. Dopadł go w lesie pod Tarnawą, gdzie jeden z ludzi Opalińskiego zgładził go raniąc strzałą w kark. Walka ta liczyła łącznie 6000 zbrojnych żołnierzy.

Tak zginął jeden z największych postrachów Rzeczypospolitej, zaś Opaliński wyrokiem trybunału koronnego został zwolniony z odpowiedzialności za jego śmierć. Wszyscy odetchnęli z ulgą i świętując pokonanie tyrana powtarzali jak zaklęcie słowa „Opaliński Diabła pobił a piekło spalił”.

Mimo powszechnie panującej radości całej ludności, Łukasz Opaliński jako gorliwy katolik
i człowiek nie szczędzący ofiary na zakony, dla spokojności swojego sumienia i w podzięce  za odniesione zwycięstwo wystawia w Leżajsku okazały kościół i klasztor bernardyński. Odetchnąwszy z ulgą starosta leżajski mógł ponownie oddać się służbie a piersią swoją ochraniając życie królowi Zygmuntowi III w 1620 roku, w podzięce awansuje na marszałka nadwornego koronnego. Od tej pory wielokrotnie wykazuje swoje łagodne usposobienie, opowiadając się za pokojem i podejmowaniem rozejmów. Król docenia te starania i mianuje Łukasza Opalińskiego na marszałka wielkiego koronnego. Ten po śmierci Zygmunta III stara się zapewnić bezpieczeństwo i ład w państwie.

Początkowo podtrzymuje dobre stosunki z nowym królem, Władysławem IV, jednak pod koniec jego panowania uległy one pogorszeniu. Opaliński sprzeciwiał się bowiem planom królewskim, jakimi było podjęcie wojny z Turkami. Po objęciu rządów przez Jana Kazimierza jeszcze chwilę piastuje swoje urzędy, jednak początkiem roku 1650 wycofuje się z życia politycznego, przebywając w swych dobrach i klasztorze Bernardynów w Leżajsku. Zmarł 11 IX 1654 roku w Wisznicach na Podlasiu. Pochowany został w kryptach pod leżajskim klasztorem.

Trzecia żona, wdowa po Opalińskim- Elżbieta z Firlejów przekazała starostwo swojemu zięciowi Andrzejowi Potockiemu. Odtąd Leżajskiem włada ród Potockich a ostatni z nich starosta, Józef Potocki, w miejscu zniszczonej siedziby starościńskiej, stawia nowy, murowany dwór, który istnieje do dziś.

Takie to historie pisze życie, i choć niekiedy dobro miesza się ze złem, to w ostatecznym porachunku to pierwsze zawsze zwycięża. Tak było i tu. Dzięki wielkiemu sercu i wartościom, którym pomimo różnych przeciwności Łukasz Opaliński pozostał wierny, starostwo leżajskie zostało ocalone od przejęcia przez „piekielnego sarmatę” a miasto zyskało obiekty, z których słynie po dziś dzień.

 

Paulina Szczepanik
Muzeum Ziemi Leżajskiej