Strona główna Historia II Wojna Światowa: Bitwa w obronie Łańcuta

II Wojna Światowa: Bitwa w obronie Łańcuta

693
1
Wojsko Polskie.pl

O obronie Łańcuta często mówi się w kontekście szeroko pojętego działania jakim była obrona zarówno naszego miasta jak i Rzeszowa.

Broniąca Łańcuta 10 Brygada Kawalerii mimo, iż była zbyt słaba na stawianie dłuższego oporu, nie dała się w trakcie owej kampanii ani pobić, ani otoczyć. Przeciwnikiem brygady w trakcie omawianych wypadków była niemiecka 4 Dywizja Lekka (4 DLek.). 7 września 1939 r. po zakończonych sukcesem walkach w Beskidzie Wyspowym i w rejonie Wiśnicza, przebywająca w okolicach Radomyśla Wielkiego 10 BK otrzymała polecenie przejścia do Rzeszowa. Zgodnie z rozkazem jednostka włączona została do Armii „Karpaty”.

Jej dowódca gen. Kazimierz Fabrycy poinformował, że na wschodnim brzegu Sanu przygotowywane są pozycje obronne w kierunku, których wycofują się już główne siły armii. Ponieważ do zakończenia tych zadań potrzebnych było jeszcze kilka dni, 10 BK zobowiązana została do opóźniania nieprzyjaciela, „manewrując odwrotowo na osi Rzeszów – Przeworsk – Jarosław”. Wieczorem 7 września wojska niemieckie zajęły Dębicę.

Następnego dnia 10 BK wyruszając z okolic Radomyśla skierowała się do lasów głogowskich tracąc po drodze 121 Kompanię Czołgów „Vickers”, która na skutek braku paliwa zatrzymała się między Mielcem, a Kolbuszową, a następnie skierowana została na Nisko. Ponadto do brygady nie dołączył szwadron czołgów z dywizjonu rozpoznawczego, który po walkach o Kolbuszową samodzielnie wycofał się na wschód. Tym samym 10 BK pozbawiona została niemal całkowicie broni pancernej. Do dyspozycji płk Maczka pozostawała zatem tylko 101 Kompania Czołgów Rozpoznawczych.

Płk Maczek dołączył do brygady podczas jej postoju w lasach głogowskich. Po wysłaniu rozpoznania podjął decyzję o natychmiastowym zajęciu Rzeszowa i rozpoczęcia stąd działań opóźniających. Zadanie bezpośredniej obrony miasta powierzone zostało 24 Pułkowi Ułanów płk Kazimierza Dworaka, który zdecydował się obsadzić poszczególnymi szwadronami trzy główne kierunki, z których można było spodziewać się nieprzyjaciela. W lasach głogowskich pozostał m.in. sztab 10 BK, 101 Kompania Czołgów Rozpoznawczych oraz dywizjon rozpoznawczy. Atak na Rzeszów rozpoczął się 8 września ok. godz. 15.30 bombardowaniem gł. arterii komunikacyjnych i oddziałów pobierających zaopatrzenie. Obrona tego miasta wymaga osobnego, szczegółowego omówienia zarówno z punktu widzenia użytych w trakcie operacji sił jak i przebiegu całej akcji. W odniesieniu do zaistniałych wówczas wypadków warto przede wszystkim wspomnieć o roli jaką w trakcie prowadzonych działań odegrał 10 psk, któremu powierzono zadanie osłony dostępu do Rzeszowa od strony północno-zachodniej, poprzez obronę rejonu Rudna Wielka – Miłocin, frontem na południowy zachód. Mówiąc krótko pułk miał wspierać ogniem obrony 24 p.uł., a następnie przedostać się do Łańcuta, którego obrona zaplanowana została na dzień następny tj. 9 września 1939 r.

W dniu obrony Rzeszowa, dowódca 10 psk ppłk Janusz Bokszczanin rozdzielił siły, powierzając 1 i 4 szwadronowi zadanie obrony Rudnej Wielkiej od południowego zachodu i ubezpieczania się od strony Mrowli. 3 szwadron zobowiązany został do zorganizowania przejściowego ośrodka oporu w Rudnej Małej. 2 szwadron, zaś pozostał w odwodzie w miejscowości Pogwizdów. Realizując powierzone zadanie, pułk przeciwstawił się wrogowi odrzucając jego silne rozpoznanie. Jednocześnie wsparł ogniem szwadrony 24 p.uł., broniące się na zachodnich przedpolach miasta, a następnie po oderwaniu się od nieprzyjaciela odmaszerował na Staromieście, po czym po przekroczeniu Wisłoka odjechał do swego garnizonowego miasta.

Pomyślne zakończenie działań dn. 8 września zaważyło na decyzji płk Maczka, który zdecydował się na odesłanie do Łańcuta pozostałych oddziałów brygady. Obawiając się próby obejścia przez Niemców Rzeszowa także od str. południowej, płk Maczek rozkazał dywizjonowi rozpoznawczemu obsadzić Drabiniankę (dzielnicę Rzeszowa), dla przemarszu 10 psk. Po przejściu pułku dywizjon odjechał do Albigowej, skąd osłaniać miał południowe skrzydło brygady. Po wkroczeniu Niemców do Rzeszowa płk Dworak przystąpił do realizacji zadania jakim było opóźnianie nieprzyjaciela między Rzeszowem, a Łańcutem. Zgodnie z otrzymanym od dowódcy 10 BK rozkazem postanowiono bronić przejściowo wschodniego brzegu Wisłoka, a następnie zorganizować dwa rzuty opóźnienia (I w rejonie Krasnego, II w rejonie Krzemienica – Kraczkowa). Niemieckie działania bojowe rozpoczęły się ok. godziny 6 wysłaniem pancernego rozpoznania, które zostało odrzucone ogniem armat przeciwpancernych. W konsekwencji tego Niemcy zmuszeni zostali do rozwinięcia batalionu piechoty, wspieranego czołgami i artylerią. Oddziały osłony cofnęły się na pozycję I rzutu opóźniania. Ok. godziny 10 dowódca 24 p.uł. nakazał oderwanie się 1 rzutu od nieprzyjaciela. 5 godzin później na pozycjach 2 rzutu wojska nieprzyjaciela zostały chwilowo powstrzymane. Po południu szwadrony obsadzające stanowiska 2 rzutu opóźnienia, przekroczyły pozycje obronne 10 psk na przedpolach Łańcuta i odeszły do odwodu w rejonie folwarku Głuchów.

Tymczasem 10 psk, który do Łańcuta dotarł ok. 1.00 w nocy od wczesnych godzin rannych przygotowywał obronę, mając na uwadze realizację zadania jakim było utrzymanie miasta do godzin wieczornych. Dowódca pułku ppłk Bokszczanin przygotowując obronę miasta, wysłał wczesnym rankiem patrole motocyklowe z zadaniem rozpoznania i dalekiego ubezpieczenia. Ponieważ 10 BK walczyła w osamotnieniu, płk Maczek obawiał się obejścia brygady od północy lub od południa, bowiem 4 DLek. po zajęciu Rzeszowa zyskała swobodę manewru. Ze względu na to niebezpieczeństwo, dowódca dywizjonu rozpoznawczego mjr Ksawery Święcicki otrzymał rozkaz rozpoznania i dozorowania kierunku Albigowa -Husów i  Albigowa – Dylągówka. Wysłał on rankiem 9 września pluton strzelców do Dylągówki oraz sekcje strzelców do Husowa i Handzlówki. Po dokonaniu rozpoznania miejscowości te miały być dozorowane. Ppłk Bokszczanin jak podaje kronika pułkowa rozmieścił swoje siły następująco: „2 szw. plus plut. C.K.M. plus arm. ppanc. zadanie = Bronić z rej. zabudowań przy wzg. 251 dostępu do Łańcuta z kier. Krzemienica, 4 szw. plus plut. C.K.M. plus arm. ppanc. plus 2 działa 75 mm. zadanie = Bronić w rej. Wola Krzemieniecka dostępu do Łańcuta z kier. Krasne – Krzemienica, 3 szw. plus plut. C.K.M. plus arm. ppanc. zadanie = W rej. Wisielówka wzg. 259 bronić dostępu do Łańcuta z kierunku Albigowa – Kraczkowa, (…) 1 szw. w odwodzie.” Sztab brygady mieścił się w zamku. Na bezpośrednich krańcach miasta znajdował się II rzut obrony tworzony z części szwadronu ckm i armat przeciwpancernych (nie przydzielonych do szwadronów 10 psk). Rzut ten miały też wspierać kompanie piechoty zorganizowane doraźnie z rozbitków różnych oddziałów, wycofujących się w tym dniu przez Łańcut. II rzut nie został wykorzystany gdyż pozycje 10 psk zostały utrzymane. Dowódca znajdującego się w Albigowej dywizjonu rozpoznawczego mjr Święcicki otrzymał przed południem od płk Maczka rozkaz ubezpieczenia południowego skrzydła brygady. Siłami dywizjonu obsadzone zostało wzgórze 257, przy drodze Albigowa – Markowa. Po nawiązaniu kontaktu z nieprzyjacielem na pozycję tę miały przejść wszystkie ubezpieczenia. Na terenie między Kraczkową, a Albigową ulokowana została placówka, której istotę stanowiła sekcja strzelców z działem przeciwpancernym. Stanowisko dowodzenia mjr Święcickiego znajdowało się młynie parowym w Albigowej.

Tak rozlokowane siły oczekiwały na atak nieprzyjaciela.

Natarcie 4 DLek. na Łańcut rozpoczęło się ok. godz. 15 – 16. W kronice pułkowej zanotowano: „w godz. popoł. Niemcy rozwinęli silną artylerię i rozpoczął się długi i zajadły pojedynek, gdyż Brygada dysponowała w tym dniu prawie trzykrotnie silniejszą artylerią niż normalnie w tym artyleria ciężka podporządkowana a spotkane luzem baterie o zaprzęgu konnym.” Dzięki dobrze przygotowanym pozycjom i licznej artylerii przeciwpancernej, ataki niemieckie zostały odparte. Fakt ten potwierdza kronika mówiąc, że „Próba natarcia niemieckiego na miasto załamała się całkowicie; 4 – szw. rozstrzelał kilka motocykli i sam. panc. oraz wziął jeńców, którzy po silnym przygotowaniu artyleryjskim zuchwale wyskoczyli do przodu, sądząc, że opór już powinien być złamany.” Mimo to nie obeszło się bez komplikacji. Podczas gdy pułk z powodzeniem bronił zachodnich skrajów miasta, nastąpił kryzys na skrzydle południowym.

Ok. godz. 17 Niemcy zaskoczyli placówkę dywizjonu rozpoznawczego w Albigowej jednoczesnym atakiem od zachodu (od str. Kraczkowej) i od południa. Placówka po poniesieniu strat zmuszona została do wycofania się na główne pozycje w rejonie wzgórza 257. Opanowanie Albigowej przez Niemców, którzy rozpoczęli ataki na stanowiska dywizjonu w rejonie wzgórza 257, zmusiło mjr Święcickiego do zwrócenia się o pomoc u płk Maczka. Pomoc była niezbędna gdyż zdobycie Markowej, otwierające Niemcom drogę na Przeworsk, groziło odcięciem brygady. Płk Maczek próbując ratować sytuację, zdecydował się na przeprowadzenie kontrataku jedyną jednostką pancerną jaka mu pozostała – 101 Kompanią Czołgów Rozpoznawczych por. Zdzisława Ziemskiego. Kompania, wykorzystując zabudowania, przeszła skrycie na południowy skraj miasta, rozwinęła się i uderzyła wzdłuż drogi Łańcut – Albigowa w skrzydło niemieckie. W tym samym czasie dywizjon rozpoznawczy zaatakował od str. Markowej. Atak zakończył się pełnym sukcesem tj. zniszczeniem kilku nieprzyjacielskich wozów bojowych oraz cofnięciem Niemców do Albigowej, która prawdopodobnie pozostała w ich rękach.

W godzinach popołudniowych Łańcut został silnie ostrzelany. Niemcy ogień artyleryjski skierowali na pozycje 10 psk, na miasto oraz na park zamkowy, w którym znajdowały się odwody i własna artyleria. Pod koniec dnia Niemcy najmocniej ostrzeliwali wschodnie krańce miasta oraz drogę na Przeworsk. Artyleria polska starała się odpowiadać na atak nieprzyjaciela ostrzeliwując m.in. zgrupowania czołgów niemieckich na zachód od Krzemienicy i doprowadzając do rozproszenia się kolumny. Pod koniec dnia zagrożone zostało północne skrzydło brygady. W regionie tym Niemcy już od dłuższego czasu przejawiali dużą aktywność co skłoniło ppłk Bokszczanina do wydłużenia pozycji bronionych przez 2 szwadron 10 psk, a następnie do zaangażowania na tym kierunku odwodowego 1 szwadronu. Teren ten był szczególnie ważny dla brygady ze względu na most na Wisłoku w Dąbrówkach, trzymany do wieczora na wypadek gdyby 10 BK odcięta została od Przeworska. Dzięki udanej akcji pod wieczór rozpoczął się ruch odwrotowy oddziałów brygady na Przeworsk. Jako pierwsze ruszyły służby, a następnie stojący w Głuchowie 24 p.uł. Zadaniem dywizjonu rozpoznawczego było wycofanie się przez Markową – Gać i osłanianie odwrotu brygady od południa. Jako ostatni, już po zmroku, wycofał się przez miasto do samochodów stojących w Głuchowie 10 psk. W między czasie do Łańcuta od strony Albigowej wkroczyli Niemcy, którzy wykorzystali odwrót dywizjonu rozpoznawczego. Kilka dni później 10 psk zgodnie z rozkazem Naczelnego Wodza opuścił teren Polski i kontynuował wojenną wędrówka na frontach Europy zachodniej nie tracąc ciągłości swego istnienia.

Obrona Łańcuta
Wspomnienia Wincentego Henryka Pawłowskiego – kapitana artylerii, w 1939 roku dowodzącego dyonem artylerii motorowej 10 Brygady Kawalerii, odznaczonego Krzyżem Wojennym „Virtuti Militari” klasy V za czyny wojenne w Polsce.

Łańcut, który w historii swego 600-letniego istnienia był tematem sporów i nieporozumień między dwoma rodami Stadnickich i Opalińskich staje się we wrześniu 1939 terenem walk o znaczeniu militarnym.
Obrona Łańcuta to tylko jeden z epizodów działań wojennych 10 Brygady Kawalerii (Motorowej), o której sam Hitler w swej mowie w Gdańsku powiedział, że sprawiła oddziałom niemieckim wiele „przykrości”.
Zastrzegam się, że opis walk o Łańcut oparty jest na moich osobistych wspomnieniach i wiadomościach uzyskanych w sztabie brygady i zawiera więcej niedomówień niż przesady.
Na wstępie choćby w kilku słowach chciałbym podać skład organizacyjny brygady oraz podać pewne metody walki, nie wszystkie, jakie stosowały oddziały niemieckie w kampanii wrześniowej 1939 w Polsce.
10 Brygada Kawalerii była jednostką całkowicie zmotoryzowaną, a nazwa „kawalerii” była zachowana tylko dla tradycji. Była to jednostka młoda i raczej doświadczalna, zorganizowana w 1937 r. Dywizjon artylerii, który był częścią I Pułku Artylerii Motorowej stacjonującego w Stryju, był zmotoryzowany dwa lata wcześniej. Tuż przed wojną został on uniezależniony i otrzymał nazwę wojenną 16 Dyon Artylerii Motorowej.


Skład Brygady był następujący:
– Dowództwo Brygady
– Dwa pułki kawalerii zmotoryzowanej: 24 Pułk Ułanów oraz 10 Pułk Strzelców Konnych z Łańcuta
– Dywizjon Artylerii Motorowej
– Dywizjon Rozpoznawczy
– Dywizjon Armat Przeciwpancernych
– Kampania czołgów Lekkich
– Batalion Saperów
– Bateria Armat Przeciwlotniczych
– Szwadron Łączności.

Wykonanie rozkazu Dowódcy Brygady jest następujące: bezpośrednią obronę Rzeszowa na jego zachodnim skraju zorganizuje 24 Pułk Ułanów ze szwadronem armat przeciwpancernych. 10 Pułk Strzelców Konnych ze szwadronem armat przeciwpancernych, jako obrona pośrednia w rejonie wsi Rudna. Dywizjon artylerii motorowej zajmuje stanowisko ogniowe w rejonie Miłocina. Wszystkie cysterny udają się do Rzeszowa po benzynę.
W czasie pobierania benzyny Niemcy wykonali nalot bombowy na składnicę materiałów intendenckich. Pobieranie benzyny trwało do późnych godzin wieczornych. Mając pokarm dla maszyn, Brygada mogła w dalszym ciągu prowadzić walkę z przeciwnikiem.
Fala pożarów oraz meldunki patroli w kierunku Dębicy wskazują, ze Niemcy zuchwale posuwają się na Rzeszów. Zasadzki nasze oraz ogień artylerii niszczą 6 maszyn pancernych oddziału rozpoznawczego przeciwnika i zmusza go do ostrożniejszego nacierania na nasze oddziały. W godzinach wieczornych następuje przegrupowanie. 10 Pułk Strzelców Konnych oraz Dyon Artylerii, pod osłoną nocy oraz 24 Pułku Ułanów, na zachodnim skraju Rzeszowa, ma przejść na wschodni brzeg Wisłoka z zadaniem dalszego powstrzymywania Niemców.
Tak, po raz pierwszy, po kilkutygodniowej nieobecności w garnizonie, 10 Pułk Strzelców Konnych wraca do swoich koszar, a ja do swojego rodzinnego miasta.
Kilkunastokilometrowy przemarsz z Rzeszowa do Łańcuta nie był bardzo prostym zadaniem do wykonania. Droga była zapchana falą uciekinierów i taborami. Niejednokrotnie rozpacz ogarniała dowódców poszczególnych jednostek na widok zatarasowanej drogi i bezładu wśród uciekinierów. Przed nimi stał, z jednej strony obowiązek osiągnięcia Łańcuta w nakazanym czasie, z drugiej strony tragiczny los tych nieszczęśliwych ludzi uciekających przez Niemcami. Pozostawienie ich na szosie od dnia następnego mogło być równoznaczne ze skazaniem ich na śmierć przez bombardowanie lotnicze, a opóźnione uchwycenie Łańcuta, spowodować mogło klęskę całej Brygady. Dzięki wysiłkowi, zręczności i doświadczeniu oddziału regulacji ruchu, droga została odkorkowana i oddziały wyznaczone do obrony Łańcuta osiągnęły miasto w czasie dającym im możliwość krótkiego wypoczynku i przygotowania obrony w dniu następnym.
Rozkaz dowódcy Brygady, ze 10 Pułk Strzelców Konnych będzie bronił Łańcuta był, jak należy przypuszczać, zupełnie celowy. Pułk, który u mieszkał w czasie pokoju mógł przygotować najlepszą obronę.

Przygotowanie wsparcia artyleryjskiego nie nastręczało mi żadnych trudności. Znając niemal każdą piędź ziemi całej okolicy Łańcuta, mapa wydawała się być zbędnym świstkiem papieru. Przed osiągnięciem Łańcuta wydałem stosunkowo dokładne rozkazy co do rejonu stanowisk ogniowych baterii, punktów obserwacyjnych obrony przeciwlotniczej i przeciwpancernej i wiele innych zarządzeń.

Po przybyciu do Łańcuta czekała mnie miła, jako artylerzystę, niespodzianka. Przed udaniem się na kilkugodzinny odpoczynek zostałem zatrzymany przez oficera – swego starego przyjaciela por. rez. Józefa Gadzałę z Przemyśla, który melduje mi, że jest do mojej dyspozycji z baterią armat 75 mm (o zaprzęgu konnym). Miła niespodzianka, bowiem w jednostce walczącej, nigdy nie ma za dużo armat. Każda sztuka stanowi wielki skarb, a utrata jej, niepowetowaną szkodę. Z dumą artylerzysty muszę podkreślić, że Dyon artylerii nie stracił ani jednej armaty do ostatniego dnia walk Brygady.

Ugrupowanie brygady do obrony Łańcuta było następujące:
Dzień 9 września 1939 /sobota/
24 Pułk Ułanów na wschodnim brzegu Wisłoka trzyma Rzeszów oraz ma przygotowaną pośrednią pozycję obronną w rejonie Krzemienicy. Wsparty jest baterią armat, która w późniejszej fazie walki przechodzi do uprzednio wyznaczonego i przygotowanego rejonu między Głuchowem a wschodnim skrajem ogrodu zamku Potockiego.
10 Pułk Strzelców Konnych przygotowuje obronę Łańcuta na jego zachodnich wylotach. Wsparcie artyleryjskie wykona cały Dywizjon, po powrocie baterii z 24 Pułku Ułanów. Armaty baterii, która przybyła w nocy, są użyte do obrony przeciwpancernej na wylotach miasta. Ponadto w skład ugrupowania wchodzi szwadron przeciwpancerny.
Dywizjon rozpoznawczy z gros sił w Albigowej i wysuniętymi patrolami na zachód i południowy zachód stanowi obronę skrzydła Brygady. W odwodzie d-cy Brygady pozostaje kampania lekkich czołgów TK.
O świcie 9 września 4 Lekka Dywizja (niemiecka) rozpoczęła natarcie na 24 P. Uł. Który bardzo skutecznie opóźnia jej działanie na kierunku Rzeszów1)- Łańcut nie pozwalając jej oddziałom na zbyt szybkie posuwanie się po swej osi natarcia. Po nawiązaniu walki Niemców z wysuniętymi oddziałami 10 PSK, ułani 24 P. Uł. Przechodzą do odwrotu d-cy brygady w rejon Głuchowa. Zaplecze Dywizjonu artylerii jest zabezpieczone, przynajmniej czasowo przez 24 P. Uł.
Chcę w tym miejscu stwierdzić fakt, że Dywizjon artylerii był „oczkiem w głowie” d-cy brygady, który o nim nigdy nie zapomniał i nie miał dla niego dość słów pochwały. Zdawał on sobie sprawę z wartości ognia artyleryjskiego wsparcia jednostek walczących bezpośrednio z nieprzyjacielem.

Skromność artyleryjska i odbiegnięcie od tematu nie pozwalają mi na szczegółowy opis niektórych walk i zadanych Niemcom strat.
Były wypadki, że d-ca Dywizjonu radował się z zadawanych strat Niemcom, ale człowiek odwracał czasem twarz w przeciwnym kierunku, aby nie widzieć bezradności istoty ludzkiej wobec ognia artyleryjskiego. Stwierdzić należy, że Dywizjon artylerii musiał dawać z siebie bardzo wiele wysiłku.
Była to jedyna jednostka artylerii w Brygadzie i nie mogła być w odwodzie choćby na krótki okres czasu.
W celu doprowadzenia armat i sprzętu motorowego do porządku. Ogień jego był zawsze wymagany niezależnie od tego czy bezpośrednią walkę z nieprzyjacielem prowadził jeden czy drugi pułk kawalerii. Każdy ktokolwiek był w „pierwszych liniach” wie, że pociski własnej artylerii leżące na pozycjach nieprzyjacielskich nie tylko zadają straty, ale wysoce podnoszą stan moralny własnego żołnierza. Artylerzysta świadomy swego zadania, nie szczędzi sił ani trudu i w przeważnej części wypadków musi znaleźć się w czołowych elementach jednostki walczącej, aby mieć dobry wgląd w ugrupowanie przeciwnika.
Między godziną 15 a 16 Niemcy nawiązują walkę z obrońcami Łańcuta- 10 PSK. Nacierają czołowo, ale słabo. Ogień własnej artylerii nie pozwala na zuchwałe poruszanie sił. Być może, że przyczyna wolnego poruszania się była inna. Prawdopodobnie jak w rozmowie ze mną d-ca 10 PSK ppłk dypl Bokszczanin w krótkich słowach ocenił obecną sytuację: „Z obecnej działalności Niemców należy przypuszczać, że wykonają oni manewr oskrzydlający od strony południowej”. Przewidywania te okazały się bardzo trafne.

Około godziny 16 Dywizjon rozpoznawczy w rejonie Albigowej zostaje zaskoczony przez niemieckie jednostki pancerne i motocyklistów i ponosi straty. Działanie to zagrażało niemieckim natarciom na miasto z kierunku południowego. D-ca brygady, jak zwykle w krytycznych momentach, udaje się osobiście do rejonu Albigowa i rozkazuje przeciwnatarcie kompanią czołgów znajdujących się w jego obwodzie. Położenie staje się krytyczne, tym krytyczniejsze, że zachodzi obawa dalszego manewru oskrzydlającego od strony wsi Wysoka. Wywiązuje się zacięta walka między naszymi małymi czołgami, które doskonale wykorzystywały moment zaskoczenia, a jednostkami niemieckimi. Wynik walki zdumiewający. Po około 15 minutach walki Niemcy zostają zmuszeni do wycofania się, pozostawiając na polu walki 7 unieruchomionych czołgów.

Walka była wsparta jedną armatą 75 mm, użytą do obrony przeciwpancernej, której obsługa pierwszym strzałem rozbiła niemiecki samochód pancerny, wycelowana przez płk Maczka.
Walka o Łańcut to ciąg niespodzianek. Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Zdrowe przewidywania i rozkazy d-cy brygady oraz jej ruchliwość pozwoliły na uporanie się z tymi niespodziankami i niedopuszczenie do jej oskrzydlenia a może i całkowitego jej zlikwidowania.
Z chwilą kiedy czołgi nasze po walce w Albigowej zaczęły zbierać się, aby przejść do odwodu- nadeszły meldunki, że Niemcy obchodzą Łańcut od strony stacji kolejowej czyli drugie skrzydło zostaje zagrożone. D-ca brygady rzuca swe czołgi na ten kierunek, a dla zabezpieczenia sobie kierunku północnego przerzuca 24 P. Uł. Z Głuchowa w rejon zamku Potockiego z zadaniem likwidowania możliwego obejścia.
W tym czasie czołowe natarcie niemieckie od strony Rzeszowa nabiera na tempie i sile. Nacierają coraz silniej i uporczywiej. Silny ogień artylerii niemieckiej leży nie tylko na oddziałach 10 PSK, ale również i na miejscu postoju d-twa brygady, na artyleryjskich punktach obserwacyjnych i stanowiskach baterii, oraz 24 P. Uł.
Jestem pewny, że mieszkańcy zachodniej części miasta dobrze pamiętają ten dzień mimo, że ogień artylerii niemieckiej nie wyrządził wielu szkód.

Mimo silnego ognia na nasze stanowiska artylerii, kanonierzy po prostu nie widzą wybuchających wśród nich pocisków i ani na moment nie przerywają obsługiwania swych armat, a trafny ogień zadaje poważne straty przeciwnikowi.
W walce tej nasza artyleria nie poniosła żadnych strat. Pewne straty ponosi 24 Pułk Ułanów. Zacięta walka 10 Pułku Strzelców Konnych, oraz pojedynek artyleryjski trwają do zapadnięcia nocy. Przed zapadnięciem nocy nadeszły wiadomości, że niemieckie jednostki pancerno- motorowe obeszły Łańcut od południa i posuwały się w kierunku na Przeworsk i Jarosław. Cel tego manewru był jasny, uprzedzić naszą brygadę w Przeworsku lub Jarosławiu i odciąć ją od Sanu, na lini którego miała być przygotowana dalsza obrona. Niemiecki zagon oskrzydlający zmusza dowódcę brygady do powzięcia natychmiastowej decyzji i wydania rozkazów do dalszego działania.
24 Pułk Ułanów otrzymuje rozkaz najszybszego uchwycenia Przeworska i utrzymania go aż do otrzymania dalszych rozkazów.
10 Pułk Strzelców Konnych po zapadnięciu nocy oderwie się od nieprzyjaciela i pomaszeruje na Przeworsk.
Dywizjon rozpoznawczy ubezpieczy skrzydło brygady na kierunku Wysoka- Nowosielce.
Dywizjon artylerii pozostaje na stanowiskach ogniowych osłaniając ogniem oderwanie się 10 PSK przez wykonie kilku nawał ogniowych. Po wykonaniu tego będzie maszerował na Przeworsk mając za sobą 10 PSK. Oderwanie się 10 PSK od Niemców było dramatyczne. Żołnierze tego Pułku musieli odejść od swych samochodów. W momencie podchodzenia do swych wozów w parku angielskim zostali zaskoczeni przez czołgi i motocyklistów niemieckich, którzy już weszli do miasta. Kierowcy powstrzymali ich wiązkami granatów. Wydawało się, że pułk zostanie odcięty od brygady. Do Przeworska przybyła tylko część pułku wskutek zatorów na drodze, druga połowa wykręciła z Kosina na Leżajsk.

10 Pułk Strzelców Konnych na pewno znalazł sobie chlubne miejsce w kartach historii „Kampanii wrześniowej 1939″ i na zawsze pozostanie w pamięci tego starego rodu.

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.